Właśnie tak Wojtek odpowiada "zatroskanym", których spotyka podczas spacerów z Czarkiem - blisko czternastoletnim kundlem z chorym kręgosłupem i zwyrodniałymi stawami.
Umawiam się z Wojtkiem w kawiarni na warszawskiej Ochocie. Przyjeżdża rowerem, lekko spóźniony. Oprócz statecznego Czarka ma pod chwilową opieką Hecę - młodą, jamnikowatą, energiczną sunię. Spacer z tą parą okazał się więc pewnym wyzwaniem.
Adopciaki: Skąd się wziął Czarek?
Wojtek Szot: Czarek wziął się z internetu. Zobaczyłem jego zdjęcie na jakimś fanpejdżu albo u kogoś na stronie i się zakochałem. Taka miłość z internetu to jest.
A.: Czy myślałeś wcześniej o adopcji psa?
W.Sz.: Trochę tak, przeglądałem pod tym kątem internet, ale bez większego przekonania, bo przy moim trybie życia (praca, sport, częste wyjazdy) wydawało mi się to dość absurdalnym pomysłem. Jednak opiekunowie Czarka z domu tymczasowego przekonali mnie, mówiąc, że to przecież staruszek (Czarek miał wtedy około 12 lat), który nie potrzebuje zbyt dużo opieki tzn. jest spokojny, nie trzeba z nim chodzić na długie spacery. Stwierdziłem, że mi to pasuje - nie miałem przecież tyle czasu, żeby wychodzić z psem na godzinę czy dwie rano i wieczorem. No i Czarek był piękny!
A.: Zobaczyłeś jego pysk, oczy i się zakochałeś?
W.Sz.: Zgadza się, tylko jak to bywa z taką miłością z internetu, warto zawsze poprosić o więcej zdjęć. Ja nie poprosiłem - pomyślałem, że pies to pies. Na tych zdjęciach nie było widać, że Czarek jest lekko grubawy. Poza tym był większy niż myślałem. Wiadomo, podobnie jak na Grindrze czy Tinderze, pokazujemy się wszyscy z trochę lepszej perspektywy. Kiedy zobaczyliśmy się z Czarkiem po raz pierwszy, pomyślałem: troszkę inaczej wyglądasz, kolego, troszkę inaczej chodzisz niż się spodziewałem, no ale cóż, zasadniczo jesteś moim pieskiem, już Cię pokochałem i odwrotu nie ma, więc chodź do domu. Ja w związkach bywam raptusem.
A.: Czarek był wcześniej w schronisku?
W.Sz.: Nie, wziąłem go z domu tymczasowego, w którym znalazł się po jakiejś interwencji - został odebrany ze złych warunków, z budy. Bardzo długo nikt nie chciał go adoptować. To też jest pewien problem: widząc w internecie ślicznego pieska do adopcji tysiąc osób daje lajka, sto osób pisze, że chciałoby go wziąć, a osoba, która naprawdę chciałaby go adoptować myśli, że już na pewno ktoś się zgłosił i odpuszcza. Też tak miałem kilka razy. I tak samo było z Czarkiem. Nie napisałem od razu, dopiero po tygodniu zobaczyłem, że on dalej czeka na dom.
A.: Jak się przygotowałeś na przyjęcie Czarka? Zrobiłeś zakupy, przearanżowałeś swoje mieszkanie?
W.Sz.: Nie robiłem wokół tego zbyt wiele. Miałem starą kanapę, którą "rozbroiłem" tak, żeby była niska i żeby Czarek mógł na niej spać. Michy kupiłem, karmę mi przywieziono - dietetyczną. I tyle. On wiele więcej nie potrzebuje. Ma jeszcze drugie małe legowisko w kuchni, żeby nie spał na podłodze, kiedy uzna, że chce mnie tu odwiedzić. I rzeczywiście jest do niego przyzwyczajony. Zabawek w ogóle nie potrzebuje.
Oczywiście musiałem przeorganizować swoje życie. Czarek chciał wychodzić na dwór bardzo rano. Ja wstaję zwykle dość wcześnie, ale nie aż tak wcześnie jak chciał Czarek. Musieliśmy się dogadać: rano, zamiast o szóstej, wychodzimy o 7:30, a w zamian robimy sobie spacer o północy. Czarek do tego przywykł i polubił, bo jest przecież psem, który większą część życia spędził w wiejskiej budzie, więc nie lubi hałasu, zwłaszcza samochodowego. Natomiast jeśli pójdziemy do parku (tzn. zaniosę go do parku lub się tam powolutku w ciągu godziny, w końcu to aż 500 metrów, doczłapiemy), trochę odżywa. Są momenty, że zaczyna nawet biegać mimo swoich chorych stawów.
Problemy ze stawami wzięły się stąd, że Czarek był przekarmiany i w ogóle źle odżywiany, bo dostawał resztki, głównie tłuszcz. Jest dość duży, na krótkich łapach - takie trochę skrzyżowanie jamnika z wilczurem. Właśnie te krótkie łapy bardzo utrudniają mu życie. Jest na ostrej diecie, bo zależy mi na tym, żeby choć trochę chodził, zwłaszcza po schodach (mieszkam na pierwszym piętrze). Nie ma puszek, przysmaków - tylko dietetyczna sucha karma.
A.: Jaki jest Czarek?
WSz.: Mimo swoich kłopotów zdrowotnych Czarek jest psem dość rozrywkowym. Widać po nim, że chciałby więcej od życia. Podskakuje z innymi psiakami i trudno go przed tym powstrzymać. Zresztą, umówmy się, Czarek już bardzo długo żyć nie będzie, więc też nie chcę mu odbierać radości życia i różnych przyjemności. Nie lubię wszystkiego mu zabraniać ze względu na jego stan. Podejście zdroworozsądkowe.
Musiałem też podjąć trudną, ale racjonalną decyzję dotyczącą rehabilitacji Czarka tzn. nie zdecydowałem się na bardzo kosztowne codzienne zabiegi, dzięki którym mogłaby, ewentualnie, nastąpić bardzo niewielka poprawa na krótko. Męczarnia dla niego i dla mnie. Czarek dostaje jedynie tabletki na stawy.
Pierwsze tygodnie były trudne o tyle, że spodziewałem się więcej psich oznak przywiązania i miłości. Czarek mnie nie wita - leży sobie na swoim łóżku i śpi. Czarek nie biega, bardzo wolno chodzi. Starsze osoby z chodzikami są od nas szybsze - my się z nimi ścigamy i zasadniczo przegrywamy. Musiałem się nauczyć wolnego chodzenia z Czarkiem. Jestem dość energiczny, uprawiam dużo sportów, więc nie było to dla mnie łatwe. Teraz już przyzwyczaiłem się do tego człapania. Natomiast kiedy wychodzę z Czarkiem i moimi znajomymi, to widzę, że oni się denerwują, że jest to dla nich niekomfortowa sytuacja. Rozumiem to.
A. :To się przez dwa lata nie zmieniło? Te oznaki psiego przywiązania?
W.Sz.: Przywiązanie jest. Czarek okazuje je w ten sposób, że nie pozwala się nikomu wyprowadzić w mojej obecności. Jeśli ktoś jest u mnie i proszę, żeby zszedł z Czarkiem na dół, a ja zaraz do nich dołączę, to jest dramat - nie da się: Czarek stoi i się zapiera. Chyba, że już bardzo chce na dwór.
Kiedy z kolei odbieram go po wyjeździe od znajomych, reaguje na mój widok bardziej energetycznie, podskakuje, tarza się po ziemi - słodkie, choć dramatycznie źle to wygląda, bo on się rozjeżdża tragikomicznie.
A.: Czy Czarek jest pod szczególną opieką lekarską? Częściej chodzisz z nim do weterynarza?
W.Sz.: Nie. To są regularne wizyty kontrolne co kilka miesięcy, żeby sprawdzić, czy nic się nie pogorszyło. Badamy krew. Badaliśmy też, w jakim stanie są jego stawy. Zrobiliśmy zdjęcia RTG w klinice i dostałem wyniki podpisane "Czarek Szot", co było bardzo sympatyczne.
Generalnie Czarek jest zdrowym psem, tylko "połamanym" i troszkę zmęczonym życiem. Ma jaskrę i niedosłyszy, czyli dość typowe dolegliwości seniora. Nie przeszkadza mu to w codziennym funkcjonowaniu. On po prostu potrzebuje domowej opieki, tego, żeby był człowiek. Trochę się boi i szczeka, kiedy wychodzę. Nie może też zostać sam na noc, bo szczeka co jakiś czas.
A.: Jaki jest Wasz rytm dnia? Rano spacer, potem Ty wybiegasz do pracy, a Czarek zostaje. Na ile godzin?
W.Sz.: Nawet do dziewięciu. Nie ma problemu z czystością. Zwykle zostawiam go na maksymalnie siedem godzin. Wracam, idziemy na spacer. Potem zostaję w domu lub gdzieś wychodzę. I obowiązkowo ten długi spokojny wieczorny spacer. Latem oczywiście im później, tym lepiej, bo jest chłodniej. Tylko w Sylwestra spacerujemy o 19:00, bo Czarek koszmarnie boi się fajerwerków. Jest to zwykle jego najszybszy spacer, bo cały czas biegnie.
W czasie mojej nieobecności Czarek po prostu śpi. Nie potrzebuje gryzaków - w pysku został już tylko jeden kieł, bo przez to fatalne odżywianie brakowało mu witamin. Zabawkami nie jest zainteresowany. Niestety, nauczył się rozwiązywać worki ze śmieciami. Jest przecież psem głodnym, bo na wiecznej niskokalorycznej diecie, więc szuka czegokolwiek innego niż nudna dietetyczna karma. Muszę się więc pilnować pod tym względem. Ale poza tym nie ma żadnych problemów. Czarek stara się po prostu jak najmniej ruszać.
A.: No dobrze, a jak jeździsz w weekendy w te swoje długie kolarskie trasy - 200, 300 km?
W.Sz.: Tak, wymaga to wtedy zaangażowania większej liczby osób. Jest cała siatka osób, które sobie pomagają i to jest fajne. W lipcu pojechałem na całe trzy tygodnie do Afryki. W miarę fajny psi hotel, gdzie nie obawiałbym się zostawić Czarka, kosztuje około 60 zł za dobę. Oprócz dość wysokich kosztów w przypadku dłuższych wyjazdów, jest jeszcze ryzyko obcowania z innymi psami. Większe psy mogą Czarkowi zrobić krzywdę całkiem bezwiednie, po prostu skacząc na niego w zabawie. Dlatego w hotelu trzeba na Czarka bardzo uważać, pilnować go i dopuszczać do zabawy tylko z mniejszymi psami. Dlatego ogłosiłem wśród znajomych na fejsbuku, że Czarek potrzebuje rodziny zastępczej na kilka tygodni i znaleźli się chętni. Czarek świetnie się u nich miał, był wspaniale zaopiekowany. W przypadku krótszych wyjazdów służbowych po Polsce też korzystam z pomocy znajomych, a jeśli nie ma mnie tylko przez jedną noc, to wtedy Czarek jedzie do sprawdzonego psiego hotelu.
Kiedy wyjeżdżam w trasę rowerową, to wychodzę z nim na spacer o piątej rano. Wracam do domu o 14:00 czy 15:00. W całkiem długie trasy nigdy nie jeżdżę na dłużej niż jedną noc, a wtedy pomagają znajomi.
A.: To są Twoi znajomi i przyjaciele, prawda? Nie masz rodziny w Warszawie?
W.Sz.: Rodziny biologicznej nie, ale właśnie taką poszerzoną - tak. Ci, którzy mają psy, zwołują się też w internecie i pomagają sobie. Czasem korzystam z usług osób zajmujących się zawodowo opieką nad psami i ich wyprowadzaniem, choć to nie jest najtańsza opcja
A.: A jak logistycznie to ogarniasz? Gdzie na przykład zostawiasz klucze dla umówionego petsittera?
W.Sz.: Na szczęście mam w sąsiedztwie sklep otwarty całą dobę. Ja w ogóle muszę się logistycznie ogarniać. Rano spacer z psem, potem siłownia, praca, powrót do domu, wyprowadzenie psa. Jako wydawca i recenzent muszę cały czas czytać: i w pracy, i po pracy. Później - ponieważ prowadzę dość aktywny tryb życia - spotykam się z ludźmi. Czasem mam trening również po południu. No i wieczorny spacer z Czarkiem. Niezależnie od treningów siłowych muszę jeszcze cały czas jeździć na rowerze. Oczywiście poruszam się na rowerze po mieście, ale dodatkowo mam jeszcze treningi rowerowe. Logistyka jest więc dopracowana w szczegółach. Muszę być bardzo dobrze zorganizowany i jeszcze znaleźć czas na tzw. życie osobiste.
A.: Opieka nad psem seniorem jest trudna?
W.Sz.: Jest fajna. Lepiej rozumie się, że ludzie bardzo różnie funkcjonują. Często, kiedy idę z Czarkiem po ulicy, obrywam od ludzi. Na przykład, że ciągnę psa. Ale jeśli nie pociągnę Czarka, to on nie pójdzie. Albo słyszę: co Pan zrobił temu psu? Odpowiadam, że adoptowałem. Jest jeszcze typ ludzi, którzy koniecznie muszą pogłaskać pieska. Czarek akurat bardzo tego nie lubi, zwłaszcza głaskania po głowie. Od razu się kuli. Wtedy usiłują pogłaskać go po grzbiecie, a tam go boli. Więc ja od razu mówię: nie głaskać! Kategorycznie i konsekwentnie. Reakcje są dość niemiłe. Nie czuję wsparcia otoczenia. Kolejny duży temat to przechodzenia przez ulicę. Mamy pasy obok domu, przez które czasem musimy przejść. To, jak bardzo denerwujemy kierowców, jest niesamowite. Tylko czekam, kiedy nas rozjadą. Chodzimy mniej więcej w tempie starszej osoby, dostaję więc sygnał, jak przechlapane mają u nas starsi ludzie: albo przejścia podziemne, albo przejścia ze światłami, które co chwilę się zmieniają, albo wściekli kierowcy. Zachowania niektórych kierowców są naprawdę irracjonalne, bo na przykład na nas trąbią. Jeśli ktoś zatrąbi, to Czarek się zatrzymuje. I tyle.
A. Myślisz o odejściu Czarka?
W.Sz.: Rzadko. W tej kwestii uprawiam trochę czarny humor. Nie chcę postawy "jaki biedny piesek", wolę ironię i czarny humor właśnie. Kiedy Czarek wyjątkowo długo śpi, to zdarza mi się sprawdzać jego funkcje życiowe. Śmieszy mnie też kontrast między mną i psem: ja bardzo aktywny, on prawie cały czas leży. I dajemy razem radę.
Wojtek Szot jest wydawcą komiksów (Wydawnictwo Komiksowe), redaktorem i recenzentem. Prowadzi księgarnię internetową Gildia.pl, specjalizującą się w komiksach oraz - wraz z Olgą Wróbel - popularny blog o literaturze Kurzojady. Żyje bardzo aktywnie - jego sportowe pasje to rower i badminton. Przed dwoma laty adoptował psiego seniora o imieniu Czarek.
Rozmawiała: Jola Jeżowska z zespołu Adopciaki.pl
Warszawa, 15 sierpnia 2018 roku