Jedziemy po psa lub kota i zabieramy go do naszego domu. Płacimy za paliwo, musimy mieć kontenerek samochodowy, szelki, smycz, kaganiec, podkłady (bo często w aucie sikają ze stresu).
W domu zwierzak musi mieć posłanie, miski, karmę, żwirek, drapak, podkłady, bo szczeniaki i lękowe psy nawet przez kilka tygodni boją się wychodzić i załatwiają się w domu. Przy trudniejszych psach potrzebna jest klatka kennelowa, kojec, bramki.
Jedziemy do weterynarza: badanie, czip, szczepienia, odrobaczanie, zabezpieczenie przeciwkleszczowe. Sterylizacja. To kosztuje kilkaset złotych, nawet jeśli zwierzak jest zdrowy. Jeśli jest chory i trzeba go leczyć, koszty mogą iść w tysiące.
Potem zaczyna się praca, oswajanie, budowanie zaufania. To wymaga czasu, ale też smaczków, zabawek, czasem pracy z behawiorystą albo udziału w szkoleniach. Behawiorystom i trenerom musimy zapłacić, bo to ich praca.
Kiedy zwierzak jest gotowy do adopcji, szukamy mu domu. Zakładamy mu profil na adopciaki.pl i promujemy wszędzie gdzie ludzie szukają psa lub kota do adopcji. Żeby przebić się przez tysiące takich ogłoszeń, kupujemy płatne reklamy w internecie, inaczej nasz zwierzak zginie w tłumie. To kosztuje, ale działa.
Kiedy pojawiają się chętni, spotykamy się z nimi, czasem na wizyty przedadopcyjne jedziemy kilkadziesiąt i więcej kilometrów. Za transport płacimy sami.
W końcu zjawia się Ten Dom i zawozimy tam zwierzaka. Czasem jedziemy tam ponownie żeby sprawdzić czy wszystko ok. To może być ta sama dzielnica albo drugi koniec Polski.
Najbardziej wdzięczni będziemy za - choćby najskromniejsze - ale stałe, miesięczne wsparcie, bo dzięki temu możemy przewidzieć na ile kolejnych zwierząt w programie możemy sobie pozwolić. Serdecznie dziękujemy!